W artykule opublikowanym w tygodniku „Do Rzeczy” Marcin Palade [1] komentuje w następujący sposób wyniki sondażu TNS Polska z którego wynikało, że PO wyprzedza PiS o 9 punktów procentowych: „[…] pokazanie takiego rozkładu poparcia możliwe było wyłącznie po dłubaniu w danych lub działaniu z pogranicza manipulacji. Polegało to na wyeksponowaniu wyników, ale tylko dla respondentów deklarujących udział w wyborach. A stanowili oni raptem jedną trzecią badanych.”
Informujemy, że TNS od 2009 roku prowadzi badania telefoniczne według tej samej metodologii i prezentuje wyniki w taki sam sposób. W badaniach Omnibusowych (nie tylko TNS) zwykle uczestniczy około 1000 respondentów, ale wnioski na temat poparcia dla partii politycznych są podawane wobec tylko tych respondentów, którzy zadeklarowali, że pójdą na wybory (około 50% próby) i wiedzą na kogo zagłosują (około 70% z tych, którzy deklarują, że pójdą na wybory). Z tego wynika, że dane na temat poparcia dla partii politycznych są podawane zwykle na podstawie deklaracji około 350 respondentów. Nie powinno dziwić przedstawianie rozkładu deklaracji tylko dla tych osób, bo rzeczywiste wyniki wyborów nie będą zależały od osób, które na wybory nie pójdą.
Przyjrzeliśmy się wnikliwie opisywanemu sondażowi TNS Polska i nie stwierdziliśmy żadnych uchybień metodologicznych. Tak jak zresztą zauważa w dalszej części artykułu redaktor Palade, badania sondażowe charakteryzują się błędem statystycznym i to może być przyczyna rozbieżności wyników w ostatnich sondażach poparcia dla partii politycznych.
[1] M. Palade, Sondażowa żonglerka, Do rzeczy, 04.11.2013.