Frekwencja w referendum, czyli o błędzie pomiaru

Sondaż TNS Polska zlecony przez TVP był szeroko komentowany w ostatnich dniach w prasie oraz na portalach informacyjnych. Pełnoletni mieszkańcy Warszawy[1] zostali w nim zapytani między innymi o to, czy wezmą udział w referendum dotyczącym odwołania Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. 36% badanych odpowiedziało twierdząco, co gdyby przełożyło się na realny udział w głosowaniu gwarantowałoby jego ważność, do której potrzebna jest frekwencja nieznacznie przekraczająca 29% uprawnionych do głosowania. Czy jednak należy wierzyć, że tylu Warszawiaków weźmie udział w referendum?

Badania sondażowe są narażone na występowanie różnego rodzaju błędów. Najpopularniejszy z nich nazywany jest potocznie błędem statystycznym. Jest on nieodłącznym elementem sondaży, w których bada się jedynie próbę (np. 1000 Polaków), a nie całą populację (np. wszystkich Polaków). Poza nim w badaniach występować mogą i najczęściej występują również inne błędy. W przypadku badań dotyczących udziału w referendum szczególnie istotne mogą być błędy pomiaru. Typowym przykładem błędu pomiaru z dziedziny badań sondażowych są kłamstwa respondentów. Takie zachowania są dość powszechne w odpowiedziach na pytania drażliwe. Trudno jest oczekiwać, że wszyscy respondenci będą się przyznawali przed ankieterem do nadużywania alkoholu lub oszustw podatkowych[2]. Występowanie takich kłamstw w badaniach jest nazywane efektem społecznych oczekiwań. W badaniach sondażowych występują również „nieuświadomione kłamstwa”. Występują one najczęściej w pytaniach o przyszłe zachowania. Respondenci w czasie wywiadu mogą wierzyć, że od przyszłego tygodnia nie będą jedli słodyczy i tak zadeklarować ankieterowi, ale po tygodniu może się okazać, że w rzeczywistości tak się nie stało.

 „Nieuświadomione kłamstwa” oraz efekt społecznych oczekiwań silnie wpływają na badania frekwencji wyborczej. W raporcie CBOS sprzed ostatnich wyborów parlamentarnych[3] można przeczytać: „Doświadczenie ostatnich czterech głosowań pokazuje, że frekwencja deklarowana na tydzień przed wyborami jest zazwyczaj wyższa od faktycznej o około 18 punktów procentowych (+/-2%)”. W związku z tym CBOS frekwencję w wyborach prognozował na poziomie 47%, choć w sondażu ponad 65% osób zadeklarowało, że na pewno weźmie udział w wyborach. W rzeczywistości frekwencja wyniosła niespełna 49%, co mieściło się w zakładanych granicach błędu prognozy i zdecydowanie bardziej zbliżone do niej, niż deklaracji respondentów.

Efekt społecznych oczekiwań może być spowodowany tym, że w dyskursie publicznym często mówi się o udziale w wyborach jako obywatelskim obowiązku, przez co części osób może być trudno przyznać się, że nie planują brać w nich udziału. W przypadku badań frekwencji wyborczej problemem mogą być również „nieuświadomione kłamstwa”. W czasie badania respondent może być przekonany, że weźmie udział w wyborach, ale w okresie między badaniem, a dniem wyborów może się zrazić do kandydata, na którego planował oddać głos lub np. zachoruje, przez co jednak nie zagłosuje.

Czy w przypadku sondażu TNS Polska dotyczącym frekwencji w warszawskim referendum też należy się spodziewać, że w dniu wyborów mniej osób weźmie w nim udział, niż wynika to z deklaracji? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W przypadku sondaży przedwyborczych na podstawie doświadczeń z poprzednich wyborów można z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, że frekwencja będzie niższa, niż deklarowana przez respondentów w sondażu przedwyborczym. Jednak referendum różni się od wyborów i społeczna presja na udział w nim wydaje się znacznie niższa (szczególnie, gdy część polityków w mediach zachęca do pozostania w domach oraz nie wzięcie w nim udziału może być traktowane jako strategia głosowania). Wydaje się, że „nieuświadomionych kłamstw” powinno być w sondażu przedwyborczym podobna ilość jak w referendum, jednak ze względu na małą liczbę badań frekwencji przed referendami lokalnymi i specyfikę Warszawy trudno ocenić rozmiar tego błędu.

W związku z tym, należy się zgodzić z komentarzem dr Bartłomieja Biskupa zamieszczonym w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej, w której wskazuje on że: „Odsetek deklarujących chęć udziału w wyborach zazwyczaj jest przeszacowany nawet o 15 pkt proc. Z tego punktu widzenia wyniki najnowszego sondażu to dobra wiadomość dla pani prezydent, chyba nie będzie frekwencji zapewniającej ważność referendum. Ale na tym, czy referendum będzie ważne, mogą zaważyć dosłownie pojedyncze tysiące głosów”[4].



[1] Domyślamy się, że zapytano tylko mieszkańców Warszawy uprawnionych do udziału w głosowaniu, choć w artykułach komentujących wyniki sondażu pisano właśnie o dorosłych mieszkańcach Warszawy.

[2] W praktyce o kwestie drażliwe często nie pyta się respondentów wprost, a stosuje się techniki takie jak Randomized Response lub eksperyment z listą, które zapewniają respondentowi anonimowość nawet przed ankieterem.

[3] CBOS, Badanie „Aktualne problemy i wydarzenia” (257) przeprowadzono w dniach 29 września – 5 października 2011 roku na liczącej 1099 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.

[4] M. Pieńkos, M. Wojtczuk, Warszawskie referendum ponad progiem, Gazeta Wyborcza, 27.08.2013.

Artykuły
40






captcha