To nie ludzie sondaż, ale sondaż ludzi niesie

Analizowane przez nas artykuły odwołujące się do badań, często nie zawierają charakterystyki badanej populacji, w efekcie czego nie jest jasne, czy o zdanie zapytano reprezentatywną próbę Polaków, osób w określonym wieku (np. 18–65) czy może deklarujących udział w wyborach lub zainteresowanie polityką. Nie ulega wątpliwości, że w zależności od tego do kogo ograniczy się zasięg badania, rozkład odpowiedzi będzie się różnił, szczególnie w przypadku sondaży politycznych. Ostatnio jednak można odnieść wrażenie, że to nie Polacy, a nawet nie wyborcy są punktem odniesienia dla polityków, a obiektem ich zainteresowania staje się sam sondaż.

W wywiadzie z Ryszardem Czarneckim, który opublikowano w ,,Rzeczpospolitej”[1], można przeczytać, że nadszedł czas, „by PiS zostało wyraźnym liderem sondaży” oraz „Gdy sondaże pokazują, że trzeba się czymś zająć, to żeby zamknąć mediom usta i uratować sondaże, Tusk robi to czy tamto.” Z tych wypowiedzi nasuwa się wniosek, jakoby sondaż nie był wyrazem nastrojów społecznych ani prezentacją preferencji politycznych, ale czymś od nich oderwanym. Zastanawiające jest, czy politycy zapominają, kto odpowiada na pytania zadawane przez ośrodki badawcze, czy – mniej lub bardziej świadomie – wolą traktować wyniki badań jako konstrukty, którymi posługują się: właśnie kto? Media? Zamawiający badanie? Partie polityczne? Takie podejście sugeruje manipulowanie wynikami badań, i nawet jeśli nie jest celowe, wpływa na obniżanie ich wiarygodności.

Traktowanie sondaży jako czegoś odrębnego od ilustracji rozkładu opinii w społeczeństwie nie jest charakterystyczne wyłącznie dla polityków. Dziennikarz ,,Gazety Polskiej Codziennie”[2] także posługuje się terminem „sondaż daje” (PO i PiS po 28 proc. głosów), jakby to samo badanie decydowało o poparciu dla partii, a nie badani biorący w nim udział. Wówczas także o tym, jak poprawić swoje notowania, można się zastanawiać abstrahując od preferencji wyborczych i nastrojów w społeczeństwie. Skoro zapomina się, że za prezentowanymi danymi stoją opinie konkretnych osób, trudniej uświadomić sobie, że to o ich poparcie należy zabiegać. Z kolei czytelnik może dojść do wniosku, że omawiane w prasie badania są „gdzieś” i „przez kogoś” wymyślane, a nie odwzorowują rzeczywiste preferencje Polaków.

Aby nie dopuścić do takiej sytuacji konieczne jest przykładanie większej wagi do języka opisu badań, a w szczególności sondaży politycznych. Niezbędne jest doprecyzowanie, kto udzielał odpowiedzi i na jakie pytanie [więcej w tekście ,,Dlaczego czytelnik powinien znać treść pytania kwestionariuszowego” z 28.03.2013], abyśmy wszyscy mieli pewność, że to obywatele wyrażają poparcie dla partii, a nie same sondaże decydują o jej popularności. Owszem, publikowane wyniki pełnią rolę informacyjną i dowiadujemy się z nich, jak myślą inni, ale ważne, żeby artykuły, które powołują się na badania, podawały wyraźnie, kto został objęty badaniem. W tym także, czy są to dorośli Polacy, czy ci, którzy brali udział w ostatnich wyborach, czy deklarują, że hipotetycznie zagłosowaliby w najbliższą niedzielę.

 

[1] Olczyk E., Tusk czuje nasz oddech, ,,Rzeczpospolita” 23.03.2013.

[2] Liziniewicz J., PiS dogoniło Platformę, ,,Gazeta Polska Codziennie” 23.03.2013.

Artykuły
40






captcha